vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Let`s dance [Film] Wysłany: 2020-04-14 13:21:22
Na wstępie i trochę niejako na swoją obronę przyznam się szczerze, że jestem frankofilem. Łykam - mówiąc potocznie by nie używać słowa kolokwialnie, które kilka lat temu zrobiło karierę i teraz panoszy się niemal wszędzie - od wypowiedzi prezenterów telewizyjnych po inteligentnych, oczytanych i szanowanych publicystów - bo po co używać tak wydumanego słowa, które nie wiadomo co znaczy zamiast ogólnie wszystkim znanego o tym samym znaczeniu wszystko co znad Sekwany. Czasem może z trudem ale wszędzie powstają kinematograficzne potworki.
Tym razem mamy do czynienia z kinem tańczonym i choć francuski Lets dance nie grzeszy oryginalnością to mi się podobał.
Wiem, że to kolejna bajeczka ku pokrzepieniu serc, opowieść o pasji, o pokonywaniu barier w celu realizacji marzeń, z klarownym i czytelnym przekazem nie obyło się tu też bez morałów, ale cóż i mimo tego, że można by się przyczepić, że nie otrzymujemy tu pełnoprawnych bohaterów a fabuła i dialogi są mniej istotne od bez dwóch zdań cieszącej oko strony taneczno-wizualnej to uważam, że jest w tym filmie wszystko czego tego typu kino potrzebuje.
Nie trzeba mieć wprawnego ucha by docenić lekkie i nie wyszukane ale raczej bezpretensjonalne i dowcipne dialogi w których da się wychwycić francuskie poczucie humoru - bezpretensjonalne, lekkie, łobuzerskie i bezczelne, może tym razem nie tak wyrafinowane, jak w innych produkcjach znad Sekwany a fabuła jest prosta i od początku do końca przewidywalna, ale w trakcie seansu czuć prawdziwe emocje. Daję jeszcze punkt, za klamrę spinającą film, prostą a jakże wymowną scenę, określającą aktualną kondycję bohatera, który jak każdy przyzwoity bohater filmowy rozwija się i prz dzi w filmie określoną drogę.
Trzeba przyznać, że najmocniejszym punktem filmu Ladislasa Chollata są sceny na parkiecie i w salach treningowych, które nakręcone są z dużym operatorskim wdziękiem i energią a choreografia poszczególnych scen to solidna robota. Dzięki zabawom ze spowolnieniami narracji i zbliżeniami uwypuklone są niuanse ruchów tancerzy.
Lekka rozrywka, może na raz, ale wystarczy by miło spędzić czas. Nawet się rymuje |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Heavy Trip [Film] Wysłany: 2020-04-14 11:51:51
Lekka, zwariowana ale bynajmniej wcale nie głupia fińska komedia opowiadająca historię pewnego zespołu metalowego pochodzącego z małej fińskiej miejscowości Taivalkoski.
Twórcy serwują widzowi dosadne poczucie humoru, najczęściej w formie żartu sytuacyjnego, nie unikając slapsticku i mimo tego, że nie brak w filmie gagów nie najwyższych lotów to należy przyznać, że Juusa Laatia i Jukki Vidgren umiejętnie posługują się niewybrednym i prostym, lecz nie prostackim żartem, co sprawia, że poza sympatyczną grupką głównych bohaterów otrzymujemy także bardzo inteligentny obraz. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Oni [Film] wersja reżyserska, część 1 i 2 Wysłany: 2020-04-09 16:41:23
Tak, Paolo Sorrentino jest świetnym reżyserem - jakby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości. Reżyserem o silnym autorskim głosie i jednym z bardzo niewielu, który samodzielnie dobiera muzykę do swoich filmów zwykle zajmuje się tym specjalista, co jest normą w branży filmowej.
Reżyser zajmuje się w swoich dziełach swoim rodzinnym krajem i troska o słoneczną Italię najwyraźniej leży mu na sercu a znajduje to wyraz w nieustannej wiwisekcji na cały czas żywej historii Włoch filmy Boski, Wielkie piękno i niestety nie wydany w Polsce ani na dvd ani blu-ray najlepszy serial 2016 i jeden z najlepszych seriali ostatnich lat Młody papież oraz jeszcze ciepły i także świetny Nowy papież. W Nich Sorrentino zajął się najbardziej kontrowersyjną i barwną postacią włoskiej polityki, Sylvim Berlusconim.
Na starcie nad Wisłą jednak otrzymaliśmy okrutnie pociętą wersję rozbuchanego dwuczęściowego widowiska, czego efektem jest nie tylko to, że widz biegnie z obrazem na złamanie karku ale i multum rozgrzebanych wątków, porzuconych nagle postaci a całość jest zamykana w pośpiechu i na pół gwizdka.
Niestety nie oglądałem wersji oryginalnej, składającej się z dwóch 2-godzinnych filmów, ale sądzę, że mogę bezpiecznie założyć, że jest dużo spójniejsza i może pozwolić sobie na potraktowanie poszczególnych wątków i postaci z większą uwagą.
To co najbardziej broni ten film - przynajmniej w tej pociętej i sklejonej w jedną całość wersji - to charakterystyczna dla reżysera Młodego papieża wizualna narracja sprzężona z doskonale dobraną przez samego Sorrentino muzyką, która w najlepszych momentach jest wręcz totalnym przeżyciem filmowym a poszczególne sceny to prawdziwy muzyczny trans.
Fantastyczny jest tu także Toni Servillo jako Berlusconi. Z przerysowanym wiecznym grymasem uśmiechu na twarzy jest nie tylko groteskowy ale wręcz przerażający, zwłaszcza w scenach wyciszonych, gdy odsłania kolejne maski za maskami...
Szczególnie dobrze pracuje w filmie temat zderzenia młodości ze starością i proces przemijania, co z resztą jest tematem przewodnim wszystkich filmów Paolo Sorrentino.
Suma sumarum, w wersji skróconej otrzymaliśmy niezły film z nieodłącznymi elementami autorskiego stylu włoskiego reżysera, które ratują ten obraz z wielką pomocą znakomitej roli Toniego Servillo.
Na szczęście w zbiorach Czytelni nr XVII mamy okazję zapoznać się z pełną wersją, dlatego szczególnie zapraszam do seansu Ich |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Transporter 3 [Film] Wysłany: 2009-08-30 22:16:50
Jak wiadomo kino akcji rządzi się swoimi prawami i nikt nie powinien od filmu akcji oczekiwać dokumentalnej wiarygodności zdarzeń ani pogłębionego portretu psychologicznego głównego bohatera. Pierwszy "Transporter" to było bezpretensjonalne i dynamiczne kino akckji z widowiskowymi scenami walk i pościgów. "Dwójka" wg żelaznej zasady sequeli, by wszystkiego było więcej i bardziej widowiskowo przekroczyła niestety kilka razy granicę absurdu.
Nieszczęsna "trójka" jest najsłabszym obrazem cyklu. Z jednej strony twórcy wyciągnęli wnioski z krytycznych uwag dotyczących przesadzonych scen z drugiej odsłony przygód Martina i nie znajdziemy tu zupełnie wydumanych scen, ale obraz rozłożyła konstrukcja scenariusza.
Na drodze ww pogłębiania postaci głównego bohatera wciśnięto tu naciągany i zupełnie niepotrzebny wątek miłosny, który tylko niepotrzebnie wydłuża film, nudzi i irytuje (to ostatnie jest w głównej mierze zasługą fatalnej gry Natalyi Rudakovej ).
To co było esencją serii czyli sceny walki jeszcze ujdą, ale o klasę ustępują tym z dwu poprzednich obrazów cyklu.
Najgorsze jest jednak to, że film jest najzwyczajniej nudny co jest grzechem niewybaczalnym w kinie akcji a fabule brakuje świeżości (co jest akurat bardzo powszechną bolączką - i to nie tylko filmów akcji... ), przez co fabuła kompletnie nie wciaga, nie można dać się "ponieść" wirowi/nurtowi wydarzeń pokazanych na ekranie Film jest potwornie nierówny gdy wydaje się, że jest nieźle następuje zwolnienie akcji i mamy nużącą, posklejaną "na chypcika" fabułę i gdy już jesteśmy na krawędzi zapaści reżyser serwuje jakąś scenę akcji...
Dla zatwardziałych miłośników serii - reszta może sobie spokojnie film odpuścić. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia [Film] Wysłany: 2009-08-15 04:56:13
Zgodzę się z przedmówcami, że jest to rzeczywiście bardzo słaby film. Nie oglądałem niestety słynnego oryginału, który uważany jest za jeden z najważniejszych dzieł sf w historii kina, więc nie mogę porównać filmu reżysera "Egzoryzmów Emily Rose" ze starszym o 57 lat oryginałem.
Główny trzon filmu, czyli perypetie dwójki głównych bohaterów, jest mało zajmujący, a pod względem treści kompletnie nieprzemyślany, gdyż na próby uratowania ziemi składa się praktycznie tylko marna retoryka pani doktor . Retoryka tak lakoniczna i w sposób tak nudny wyłożona, że nie przekonałaby chyba najbardziej proekologicznie i pokojowo nastawionego kosmity
Sam powód przybycia Klaatu (w tej roli drewniany Keanu Reeves wypadł akurat całkiem przekonująco) choć szlachetny został jednak w filmie nieumiejętnie wyłożony, przez co cała proekologiczna wymowa filmu jest niejasna i mało czytelna .
Najbardziej w filmie irytuje chyba postać grana przez syna Willa Smitha – Jadena – taki „ mały stary” , który zachowuje się jakby pozjadał wszystkie rozumy - zasypuje matkę i Klaatu masą złośliwych i upierdliwych (oraz oczywiście – jakże by inaczej - szatańsko inteligentnych ) pytań – na szczęście dla widzów od ok. połowy filmu już niewiele mówi .
Filmu nie ratują także efekty specjalne, które w niczym się nie wyróżniają od wielu nawet starszych tego typu produkcji, a poziom techniczny niektórych scen pozostawia sporo do życzenia .
|
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: The International [Film] Wysłany: 2009-08-02 18:56:20
Niezły choć pozostawiający poczucie niedosytu kawał porządnej rzemieślniczej rozrywki zawierający jednocześnie także większość elementów niezbędnych do wzbudzenia u widza autorefleksji nad światem w którym żyjemy – samotności jednostki bezradnej wobec bezdusznych i zdehumanizowanych potężnych konglomeratów i korporacji, które rządzą dzisiejszym światem.
Twórca znakomitego „ Pachnidła” – w przeciwieństwie do większości hollywoodzkich twórców – nie zrobił na szczęście z obrazu kolejnej amerykańskiej agitki, ale podszedł
do tematu bez naiwnego idealizmu, patosu czy nachalnej publicystyki.
Widocznie zauważalna jest charakterystyczna dla niemieckiego reżysera dbałość o stronę wizualną swoich dzieł i to ona – to znaczy zdjęcia i praca kamery – stanowi najmocniejszy punkt filmu. Tykwer znakomicie zdaje sobie sprawę z faktu, że praca kamery i odpowiednia kompozycja kadru mają większą siłę niż najlepsze nawet dialogi. Za gęsty klimat filmu oraz częściowo także narrację
samej historii odpowiadają właśnie doskonale skomponowane kadry, oszałamiająco szerokie plany i karkołomne ujęcia.
Niestety wszystko co dobre kończy się w drugiej połowie filmu – film nabiera w niej tempa gubiąc jednak swój rytm, traci klimat osaczenia i kierując się w stronę akcji skierowuje fabułę w kierunku tych wszystkich elementów, których udawało się twórcom tak umiejętnie wcześniej unikać...
|
vino wine veritas
Posty:285 | |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Ciekawy przypadek Benjamina Buttona [Film] Wysłany: 2009-07-05 17:57:04
Prawda jest taka, że "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" to jeden z największych bubli w historii kina. Jest to wydmuszka - z
wierzchu ładna i kolorowa pisanka, która nie kryje zupełnie nic w środku.
Film ten nic sobą tak naprawdę nie reprezentuje - jest monotonny i zupełnie
nijaki - taka fantastyczno-melodramatyczna błyskotka wycelowana w jak najpojemniejszy gust czyli mająca się podobać wszystkim i
wszędzie. Największą jej wadą jest postać głównego bohatera Benjamina Buttona.
Nie dość, że Brad Pitt, który już nie raz udowodnił, że jest bardzo elastycznym i zdolnym aktorem, tutaj zagrał wyjątkowo niemrawo to jego bohater jest na dodatek
jedną z najbardziej pasywnych postaci w historii kinematografii .
Każdy bohater - co jest przecież elementarną podstawą każdej historii - jakoś ewoluuje, zmienia się - pod wpływem otoczenia, zachowania jego są jakąś lekcją. Tymczasem
Benjamin stoi w miejscu - pojawia się na świecie i... tyle . Nie mają na niego wpływu żadne wydarzenia jakie go dotyczą ani
żadni ludzie, jakich spotyka. Mówiąc o napotkanych przez bohatera ludziach jest tu pewien wręcz bijący po oczach motyw: osoby wy-
dające się kluczowymi w życiu bohatera (chociaż w sumie tak naprawdę innych tutaj nie ma - oglądając film miałem wrażenie, że poza Buttonem i garstką afroamerykanów gra w
filmie może ze dwójka aktorów podobnie jak było ze "Spidermanem 2" )umierają w jego ramionach/u jego boku zawsze na tle zachodzącego słońca wygłaszając przy tym "złote myśli" w stylu "życie jest krótkie", "nigdy nie wiesz co ci się przytrafi" - normalnie witki opadają . Jakby tego było mało i tak nie ma to żadnego wpływu na postępowanie bo-
hatera, który wydaje się zupełnie obojętny wobec swoich czynów, które znów nie wpływają na niego, ani na świat, w którym żyje, ani
na ludzi z którymi ma styczność .
Co do tzw. wątku romantycznego, to jest on podobnie jak główna postać filmu całkowicie niewiarygodny, głównie dlatego, że ma po pros-
tu nieokreślone uzasadnienie. I tutaj posypie się na mnie grad oburzonych (damskich w wiekszości zapewne ) głosów posądzających mnie o uczuciową oziębłość, brak romantyzmu czy zrozumienia dla potężnej i irracjonalnej często siły jaką jest miłość. Jednak przecież nawet ona pojawia się wskutek
czegoś i jest jakoś uzasadniona dla widza czy jest to wynik poszukiwania szczęścia, czy zwykła fascynacja czy wreszcie wulkan namiętności. Ta miłość - tak jak centralna postać obrazu - po prostu jest, ale dlaczego Na to pytanie znają odpowiedź (choć i co do tego nie mozna mieć całkowitej pewności )
Spytać by się można zatem skąd 13 nominacji do Oscara - w tym dla Brada Pitta?? Film ten to dobitny przykład na politykę Amerykań-
skiej Akademii Filmowej, składającej się z anonimowych geriatryków, których gusta są znane a oceny można cyklicznie przewidzieć. "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" jest właśnie takim obrazem, który został bezczelnie i z ewidentną premedytacją nakręcony prosto pod gusta członków
Akademii - dramat, do tego najlepiej biograficzny, dziejący się na przestrzeni kilku dziesięcioleci (epickość), zrobiony
z rozmachem i techniczną starannością (zdjęcia, scenografia), ocierający się o sprawy ostateczne, usiany modnymi i czytelnymi metaforami (piorun, koliber, huragan)i zawierający wątek niespełnionej miłości - nominacje murowane
Jeśli jednak to wszystko komuś nie przeszkadza [patrz: Mija (przyp. aut.) ] to zapraszam na filmową herbatkę z melissą - działającą
kojąco na skołatane stresującą codziennością nerwy sentymentalną i nostalgiczną oraz monotonną i pustą opowiastką, z kompletnie nierelanym bohaterem w sztucznie wykreowanym
świecie, acz uatrakcyjnionym dodatkowo o ni z gruchy ni z pietruchy wzięty i kompletnie niewiarygodny romans - a wszystko to ładnie sfotografowane i wymuskane. Przepraszam, ale już mi mdło...
Ps.: Jedyne, co w tym obrazie zasługuje na uwagę, to fakt, że przez pierwszą godzinę filmu cała głowa bohatera jest całkowicie wygenerowana przez komputer
|
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Uprowadzona [Film] Wysłany: 2009-06-21 18:15:36
Najlepsze kino akcji jakie widziałem od dawna.
Kino i kamera filmowa kocha samotnych bohaterów postawionych wobec walki z przeważającym i wydającym się nie do pokonania w pojedynkę wrogiem. Wrogiem, wobec którego nawet policja jest bezradna. Kamera kocha też brawurowe i widowiskowo nakręcone ucieczki i pościgi samochodowe. Nie zapominajmy także, że widz uwielbia także
jeśli przestępcze tyłki zostają dobrze skopane, zwłaszcza w słusznej sprawie. Jaki może być natomiast groźniejszy przeciwnik dla szumowin z przestępczego światka jeśli nie zaznajomiony z kilkoma najskuteczniejszymi sztukami walki nadopiekuńczy ojciec ex-szpieg Stanów Zjednoczonych będący inkarnacją Charlesa Bronsona z "Życzenia Śmierci" a występujący na ekranie pod postacią rosłego
[niegdysiejszego mistrza Irlandii w boksie i posiadacza jednego z najwspanialszych głosów w światku filmowym] Liama Neesona, któremu uprowadzono jedyną i ukochaną córkę?
Co by nie mówić o "Uprowadzonej" to kopanie przestępczych zadków jest tu doprowadzone do prawdziwej perfekcji a Neeson nie cacka się z nikim maksymalizując środki i nie patrząc na ofiary w ludziach - strzela - by zabić,
torturuje – by zadać prawdziwy ból, wykręca kończyny – by połamać kości - nad życie kilkudziesięciu przedkłada bowiem życie tej, po którą przybył do jaskini lwa aż zza oceanu. Motywacja i determinacja bohatera Neesona jest całkowicie uzasadniona - chęć
zemsty i prawdziwa ojcowska złość, potęgowana przez solidną dawkę strachu o dalsze losy swego dziecka. W takich okolicznościach można się jedynie spodziewać znacznego spadku liczebności ludności albańskiej na terenie Paryża
Znamy upodobanie Luca Bessona do ekspresowego tempa narracji, a że reżyser Pierre Morel nie posiada zbyt wielkiego dorobku reżyserskiego więc zapewne stale się z Bessonem konsultował. Nie powinna zatem dziwić dynamiczna praca kamery, która od momentu
porwania dziewczyny praktycznie nie staje w miejscu. W odróżnienia jednak od jej pracy przy takich filmach jak "Ultimatum Bourne'a" czy "Quantum of Solace" dynamizm nie oznacza na szczęście chaosu i montaż oraz zdjęcia
stoją tu na wysokim poziomie.
Jednym słowem jeśli ktoś chce zaserwować sobie dziewięćdziesiąt minut solidnego kina akcji to zapraszam na seans "Uprowadzonej" jako odtrutki na chociażby zakalce w stylu
"Quantum of Solace". |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Quantum of Solace [Film] Wysłany: 2009-06-21 14:06:15
Jedynym Bondem który można było obejrzeć bez ziewania były "Pozdrowienia z Moskwy" , Bondy z Brosnanem z filmu na film były coraz lepsze ale za bardzo zbliżyły się do czystego kina akcji zatracając ten 'angielski sznyt' i styl całej serii a "Casino Royale" pozamiatało wszystkie filmy z serii po kątach osiągając niemal niedoścignioną perfekcję i doskonałą równowagę wszystkich części składowych - dostaliśmy rewelacyjny film sensacyjny, idealnie łączący dynamiczne sceny akcji i suspens z subtelnością i emocjami - tu nawet sceny gry w brydża są interesujące i trzymające w napięciu Daniel Craig natomiast wykreował najciekawszą i najbardziej autentyczną wersję najlepszego agenta Jej Królewskiej Mości - mrocznego, humorzastego, z trudnym charakterem, flirciarza, ale którego to kobiety rzucały bo na dłuższą metę był trudny do zniesienia, całkowicie poświęcającego się swojej pracy i misjom, bo prywatne życie było jedną wielką klęską, stąd ten jego czasami wisielczy i cięty humor oraz błyskotliwe onelinery - postać prawdziwie tragiczna i przez to też interesująca.
"Casino Royale" podniosło poprzeczkę niebywale wysoko i będąc nawe niewiadomo jak wielkim optymistą nie można było oczekiwać filmu jeszcze lepszego -ba! - chociażby zbliżającego się do jego poziomu
Największym minusem w kontynuacji doskonałego "Casino Royale" jest fakt, że oglądając sceny akcji można dostać oczopląsów - po prostu przekroczono pewną granicę, w której akcja może być wartka i emocjonująca bez przyprawiania o ból głowy tempo montażu jest zdecydowanie za duże, ujęcia kończą się zdecydowanie za szybko, panuje ogólny chaos i często po prostu nie wiadomo kto kogo, czym i w co. Przy chaosie panującym w "Quantum of Solace" zamieszanie panujące w "Ultimatum Bourne'a" to czytelny i poukładany spacerek emeryta to tak jakby włożyć celuloid do sieczkarni, zmiksować i wystrzelić w widza z karabinu - np. w scenie początkowej nie wiadomo nic ponad to, że to pościg z udziałem kilku aut . Są jeszcze jakieś karabiny i jakieś ciężarówki, które się wywracają. Nic więcej nie można z tych scen wyczytać. Aha, na pewno w Astonie Martinie siedzi James Bond, bo któżby inny? Podobnie z pojedynkiem na linach... jeśli sceny akcji wyglądają tak jakby się za często mrugało oczami i widziało tylko migawkowy kalejdoskop ujęć od którego można dostać oczopląsów i nie można odróżnić kto kogo goni lub ile w ogóle samochodów bierze udział w filmowanym pościgu a przynajmniej zamiast czuć napięcie wzrok widza odchodzi od ekranu = scena nie spełnia swojej roli czyli nie wciaga a dokładniej irytuje to taka scena akcji nie może być dobra . Właśnie na tym polega sztuka kręcenia scen akcji aby przy zachowaniu dynamiki montażu sceny te były czytelne i jakoś trzymały się kupy - żadna sztuka zrobić z obrazu sieczkarnię i wystrzelić w widza kaskadę migawek bez ładu i składu.
Podsumowując: cały film wygląda jak zlepek chaotycznie i zbyt szybko zmontowanych scen akcji połączonych nudną i ciągnącą się fabułą z nudnymi dialogami, która nikogo nie obchodzi i na nikim nie robi większego wrażenia ... To był wspaniały materiał na doskonałą vengance story a otrzymaliśmy zakalec - film po prostu nudny i zły Widz podczas seansu nie czuje potrzeby kibicowania Bondowi w jego zemście - tej wendetty, tego pragnienia zemsty jakoś nie widać ani w oczach Craiga, ani w dialogu, ani podczas strzelanin i pościgów, które są bo są, nie wyzwalając żadnych emocji. Stwierdzam brak nawet śladowych ilości napięcia i tylko próby przesłonięcia tego przez twórców natłokiem totalnie spartolonych scen akcji Nawet sam Craig w roli 007 będąc najmocniejszym punktem obrazu wydaje się tu - w wyniku ewidentnego braku podpory dramaturgicznej - bohaterem bardzo jednowymiarowym. To już nie ten sam James co w "Casino Royale" - o twarzy wyciosanej w skale, szorstkości, surowej męskości i brutalności, a jednak nadal posiadający charyzmę, dowcip i styl, nie pozbawiony także intelektu. To już bardziej klon Jasona Bourne'a
Lepiej by było, gdyby film ten poszedł jak najszybciej w niepamięć nie psując tego co osiągnęło "Casino Royale" oraz nowego i jakże ciekawego oraz autentycznego wizerunku agenta 007. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Death Race [Film] : Wyścig śmierci Wysłany: 2009-06-13 18:46:49
Jeden z najprzyjemniejszych odmóżdżaczy jakie gościły w ostatnich latach na ekranach kin i film, który jest dokładnie taki jaki należało się spodziewać/miało się nadzieję zobaczyć po glądnięcia kinowego zwiastunu
W kwestii fabularnej schemat pogania tu schemat - co było oczywiście do przewidzenia - głównym celem twórców było pokazanie radosnej i bezpretensonalnej rozwałki - i dobrze, bo przy tak dynamicznej fabule jakiekolwiek historie poboczne wprowadzałyby tylko niepotrzebne przestoje.
Film utrzymuje przez cały czas dobre tempo, dzieje się dużo, szybko, efektownie i nawet pomysłowo. Do tego słychać (mięsko i inne prodroby przelatują przez ekran co jakiś czas ku uciesze widza ) i widać (kilka krwistych scen ) kiedy potrzeba przyznaną obrazowi kategorię R co nie jest już tak często spotykane w na siłę wymuskanych i ugrzecznionych hollywoodzkich blockbusterach.
Dużym plusem jest też nie przesadzenie z tak modną obecnie ingerencją komputerów w wykreowanie świata przedstawionego czy w scenach akcji samochody są miażdżone, kasowane i wysadzane że aż miło a płomienie są jak najbardziej prawdziwe a nie cyfrowe
Przy tego typu produkcjach nie sposób wspomnieć o montażu, który jest tu najbardziej widoczny - pochwalam go , bo mimo wielu szybkich i dynamicznych ujęć można ogarnąć kto kogo czyli co się dzieje na ekranie [w odróżnieniu od np. tragicznego "Quantum of Solace" gdzie montaż był tak szybki, ciasny i chaotyczny że najczęściej wogóle nie można było rozeznać się który to Bond, czyj to samochód, kto kogo walnął itd. ].
Podsumowując polecam ten film każdemu, kto chce po prostu usiąść, wyłączyć szare komórki na 2 godziny i odpocząć od wszystkiego, bo jest to jedna z lepszych tego typu pozycji na rynku WOGÓLE. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Wysłany: 2009-05-17 14:29:45
Niestety, Ridley nie poprawił się od czasu "American gangster" i stworzył film co najwyżej przyzwoity
Najlepiej tu stoi aktorstwo (ale jakże miałoby być inaczej skoro ma się w obsadzie niezawodnego Leo DiCaprio ) - nie tylko DiCaprio i Crowe zagrali bezbłędnie ale na uwagę zasługuje także bardzo dobra rola Marka Stronga jako Haniego, szefa wywiadu w Jordanie.
Techniczna strona - zawsze bez zarzutu w filmach Scotta - tym razem zawodzi niezłe zdjęcia ale montaż chwilami irytuje - zwłaszcza w scenach akcji. Muzyka raczej nie zapada w pamięć choć dobrze współgra z obrazem.
Główną wadą filmu jest masa zupełnie niepotrzebnych scen i wątków na czele ze zbyt lekko zarysowanym romansem pomiędzy bohaterem granym przez Leo a pielęgniarką Aishą.
Oj, Ridley, nie oczekujemy od Ciebie kolejnego "Gladiatora" ale postaraj ty się chopie o jakiś lepszy skrypt |
vino wine veritas
Posty:285 | |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Dwóch i pół [Film] sezon 2 Wysłany: 2009-05-16 12:43:30
Naprawdę fajny [używam tego słowa rozmyślnie i raczej niechętnie oraz tylko w przypadku lekkich komedii czy kina typu pozytywnie zakręcona i bezpretensjonalna rozrywka ] serial komediowy z Charliem Sheen'em grającym Charliego Harper czyli tak naprawdę samego siebie meeeen. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Wieczór kawalerski [Film] Wysłany: 2009-05-16 12:19:04
Usiana gagami i zwariowanymi pomysłami jak dobra kasza skwarkami pozytywnie zakręcona komedia, która wyszła spod rąk Boba i Neala Israela oraz znanego ze współpracy z genialnym (acz niestety już nieistniejącym ) trio ZAZ [bracia Zucker i Jim Abrahams] Pata Profta - gwarant doskonałej zabawy na niekoniecznie kawalerski [ale najlepiej męski ] wieczór. |
vino wine veritas
Posty:285 | |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Dziewczyny z St Trinian [Film] Wysłany: 2009-05-10 10:16:13
Żenada hańba dla angielskiego humoru, który słynie przecież jak świat długi i szeroki ze swojej rozśmieszającej mocy. No i gwóźdź programu - Rupert Everett przebrany za kobietę - beczka śmiechu Normalnie witki opadają |
vino wine veritas
Posty:285 | |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: The Incredible Hulk [Film] Wysłany: 2009-04-25 11:56:36
Ostatnia ekranizacja przygód zielonego frustrata mimo tego, że spotkała się z przychylniejszymi opiniami krytyków niż wersja Anga Lee mnie nie przypadła aż tak bardzo do gustu Najlepsza część filmu to ta, w której oglądamy przygody Bruce'a jako człowieka. Ogląda się je z zainteresowaniem i bez poczucia znużenia, a dzieje się to za sprawą świetnej gry Edzia Nortona oraz jego poprawek w scenariuszu
Same sceny akcji w filmie dosyć mnie zawiodły - mimo, że jest tu nieco brutalniej niż w filmie sprzed sześciu lat (choć oba filmy mają tę samą i uwielbianą przez hollywoodzkich producentów kategorię wiekową PG-13) to nie podobało mi się pomniejszenie siły fizycznej Hulka oraz jego design a także wykonanie - wygląda jeszcze sztuczniej niż Zielony z 2003 r.
Podobnie jak w przypadku znakomitego "Iron Mana" tak i tu po napisach końcowych znajdziemy bonusową scenkę - "Iron Man", "The Incredible Hulk" oraz przygotowywane na 2011 rok "The First Avenger: Captain America" oraz "Thor" będą swoistym wstępem do filmu "The Avengers", który na ekranach zagości nie wcześniej jak w 2012 roku. |
vino wine veritas
Posty:285 | |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Lustra [Film] Wysłany: 2009-04-19 19:16:16
Jak dla mnie gniot pierwsza klasa - temat przewodni jaskim są lustra ma bowiem w sobie naprawdę olbrzymi potencjał, który w tym filmie po prostu nie został wykorzystany Już samo wzięcie "na warsztat" przedmiotu codziennego użytku jakim jest bez wątpienia lustro było znakomitym pomysłem, bo przecież nic tak nie działa na wyobraźnię jak właśnie zwyczajny z pozoru przedmiot, który może się w jednej chwili stać dybiącym na nasze życie krwiożerczym monstrum |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Rec [Film] Wysłany: 2009-03-22 15:32:51
co do "Nocnego pociągu z mięsem" to rzeczywiście końcówka była spartolona i to totalnie począwszy od pomysłu gdy wątły fotografik jak Rambo zbroi się w tasaki i inne akcesoria AGD i staje do pojedynku z rosłym i zahartowanym w boju rzeźnikiem Mahoganem, w którym wygrywa (sic!). Jednak najgorsze było zakończenie, czyli najbardziej żałosna próba zakończenia filmu nie mając na to żadnego pomysłu i stosując ten najbardziej idiotyczny - jakieś tajemnicze potwory żyjące w metrze od zarania dziejów, nie wiadomo skąd i po co. Już nawet lepiej byłoby gdyby zamiast nich pojawili się chłopcy ze Świętej Inkwizycji - efekt byłby taki sam, bo bezsensowny, ale przynajmniej naprawdę zaskakujący |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Zdarzenie [Film] Wysłany: 2009-03-19 19:44:51
Ten kuriozalny film nie radzi sobie ani jako thriller ani jako horror. Reżyser stara się zbudować atmosferę zagrożenia, ale na staraniach się kończy. Jako horror film ogranicza się do atakowania odruchów warunkowych widza (sceny typu długo długo cisza i BACH ) albo serwuje się mu 'klimatyczne' scenki, które w większości są po prostu nudne lub zbyt wydumane (np. scena ze staruszką pustelniczką) a wszystko to okraszone jest koszmarnymi wręcz dialogami.
W sumie najgorszą rzeczą w "Zdarzeniu" obok dialogów jest Mark Wahlberg, który przez cały film prezentuje minę pt. "hę?" i zero jakiejkolwiek ekspresji. Już wiem, dlaczego jego bohater [UWAGA SPOJLER!] przeżył jako jeden z niewielu - po prostu atakujące drzewa pomyliły go z jednym z nich |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Cela [Film] Wysłany: 2009-03-19 19:20:18
Film, którego jedynym plusem jest forma - oszałamiające zdjęcia, kostiumy, scenografia i charakteryzacja. Poza tym schemat pogania schemat w wiadomym z góry kierunku, wszelkie rozwiązania podane są na przysłowiowym talerzu a Jennifer Lopez po raz kolejny udowadnia, że jest co najwyżej przeciętną (a raczej po prostu słabą) aktorką. Nie pomaga jej fakt, że jej rola została ograniczona do spełniania funkcji wizualnego ozdobnika - jak w kalejdoskopie zmieniają się jedynie jej sukienki, stroje i fryzury. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Asterix na Olimpiadzie [Film] Wysłany: 2009-03-19 18:46:12
Szkoda gadać. Powiem tak: wszystkie fabularne Asterixy poza "Misją: Kleopatra" to pomyłka |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Doomsday [Film] Wysłany: 2009-03-19 18:25:39
Kino postmodernistyczne wg wypaczonej definicji tego pojęcia Dla zapalonych amatorów postapokaliptycznych klimatów i filmów z Mad Maxem. Gdyby nie te obrazy nie byłoby tego filmu - czerpie on bowiem całymi garściami - i to jeszcze nieudolnie - z ww. jak i wielu innych cenionych i kultowych produkcji nie oferując kompletnie nic od siebie. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Juno [Film] Wysłany: 2009-03-19 18:14:50
Jest to z pewnością jeden z najlepszych amerykańskich filmów jakie nakręcono w ostatnich latach.
Jest to ciepła opowieść o odpowiedzialności i miłości, fantastycznie napisana, ze znakomitymi dialogami, ciekawymi i nieoczekiwanymi zwrotami akcji, z galerią fantastycznych postaci, z których każda zarysowana została śmiałą kreską a w trakcie seansu widz ma niewysłowioną przyjemność z odkrywania jak bardzo się co do niektórych z bohaterów filmu myliliśmy. A wszystko to koncertowo zagrane z brylującą aż miło Ellen Page w roli charyzmatycznej Juno MacGuff - rozbrajająco szczerej, wygadanej i niezależnej - no i ciężarnej - nastolatki
Gorąco polecam |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Dr House [Film] sezon 1, odc. 14 - 21 Wysłany: 2009-03-19 17:18:58
To chyba najlepszy serial medyczny jaki można zobaczyć w telewizji a teraz także na dvd |
vino wine veritas
Posty:285 | |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Sierociniec [Film] Wysłany: 2009-03-08 15:14:47
Jak dla mnie ten film to niestety tylko słaba kalka genialnych "Innych" też Hiszpana Alejandro Amenabara - wtórny, nie wciągający i pozbawiony napięcia. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Terminator [Film] : Kroniki Sary Connor, sezon 1, odc. 1 - 9 Wysłany: 2009-03-08 15:08:57
Doskonale zrealizowany serial akcji ze znakomitym tempem - przynajmniej te odcinki które dane mi było obejrzeć w tv |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Wall.E [Film] Wysłany: 2009-03-08 15:00:08
Dużo mógłbym napisać na temat tego obrazu ale postaram się streścić wg mnie to najsłabszy film Pixara pierwsza połowa filmu rzeczywiście bardzo dobra ale kiedy akcja przenosi się w kosmos i na kosmiczny prom magia jakby znika... sam WALL-E (czyli Wysypiskowy Automat Likwidująco Lewarujący. E-klasa ) stanowiący połączenie E.T. z Johnnym 5 z "Krótkiego spięcia" jest uroczy i słodki |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Angielska robota [Film] Wysłany: 2009-03-08 14:46:21
I do tego solidna |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Wanted [Film] : Ścigani Wysłany: 2009-03-08 14:39:55
Film typowo popcornowy i jeśli wyłączy się część szarych komórek to jest to naprawdę fajny 'odmóżdżacz' pełna niedorzeczności ale efektowna i przyjemna w oglądaniu rozrywka. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Adaptacja [Film] Wysłany: 2009-03-08 14:31:15
Doskonały i dobitny przykład przyrostu formy nad treścią - jeden z najbardziej przekombinowanych filmów jakie widziałem Pomysłów starczyłoby na co najmniej 2 filmy a tak otrzymujemy popisy scenarzysty Charlie'go Kaufmana jaki to on jest pomysłowy i błyskotliwy czego efektem jest niestrawny quazi komediodramat... |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Hellboy II [Film] : Złota armia Wysłany: 2009-03-08 14:19:06
Wyraźny przerost formy nad treścią rozbuchany wizualnie (wspaniałe kostiumy, projekty scenografii, stworzeń oraz postaci) nie ma siły odziaływania na widza i jest nieco nijaki.
Po niezłym pierwszym "Hellboyu" Del Toro otrzymał większy budżet i "Złota armia" bardzo cieszy oko, ale film stracił znacznie na sile odziaływania - "Hellboy" posiadał dużo cięższą i bardziej wyczuwalną atmosferę i mimo większego minimalizmu w swych baśniowych elementach każda scena fantasy silnie oddziaływała na widza. Tutaj wygląda to trochę tak jakby reżyser najzwyczajniej sfilmował fantastyczne dekoracje i postaci sam kompletnie nie podejmując żadnych wysiłków, by odpowiednio ukazać ich moc i mając nadzieję, że obronią się one same...
Znając wyobraźnię i talent twórcy "Labiryntu Fauna" do pasjonującego przedstawiania nawet najbanalniejszych opowieści zaskakuje fakt, że fabuła obrazu jest niezwykle prosta, przewidywalna i nie do końca wciągająca. Będąc po lekturze kilku zeszytów Mignoli nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wiele z potencjału jaki oferował papierowy oryginał nie zostało wykorzystane. Film powierzchownie traktuje fascynującą i mroczną mitologię jaką zawierał komiks.
Film jest także nierówny pod względem akcji - na tym polu najlepiej prezentuje się Luke Goss jako książę Nuada, który wygląda i brzmi (głos) świetnie a sceny z jego akrobacjami to czysta poezja Niestety, większość potyczek w filmie podąża wytartym schematem, że ktoś kogoś zdzieli piąchą, po czym tamten przeleci dziesięć metrów, uderzy z hukiem w ścianę i dawaj dalej co tam jest w skrypcie
W sumie jest to jednak dość zacne kino rozrywkowe, które ogląda się przyjemnie a w pamięci pozostaje najbardziej książę Nuada oraz scena, w której Hellboy i Abe śpiewają po pijaku "Can't smile without You". |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Rec [Film] Wysłany: 2009-03-08 13:20:43
Hiszpanie zgrabnie przejęli pałeczkę straszenia od azjatów. Najlepszym dowodem jest właśnie "[Rec]".
To co sprawdziło się w "Blair Witch Project" i bardzo dobrym "Cloverfield" zadziałało także w "[Rec]" - mamy tu horror nakręcony z perspektywy pierwszej osoby, który dzięki zaskakującemu scenariuszowi daje nam ostatecznie solidny zombie movie, trzymający w napięciu i klimatyczny od niemal pierwszej do ostatniej minuty.
Sama fabuła filmu nie ma w sobie zupełnie nic oryginalnego, rozwiązania fabularne widziane milion razy, jednak narracja prowadzona przy użyciu wyłącznie jednej kamery, będącej rekwizytem obecnym w filmie sprawiła, że jest to pierwszy horror od bardzo długiego czasu, na którym się bałem.
Polecam |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Marsjanie atakują ! [Film] Wysłany: 2009-03-05 22:02:49
Ten film jest nawet gorszy niż "Sweeney Todd" |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Porachunki [Film] Wysłany: 2009-03-05 21:59:55
Guy Ritchie przed przekrętem
Dla wielbicieli zakręconego kina jazda obowiązkowa Doskonałe połączenie czarnej komedii i filmu gangsterskiego.
Scenariusz i dialogi oraz po prostu dobrze skonstruowana opowieść oraz brytyjskie i charakterystyczne dla filmów Ritchiego poczucie humoru a także ścieżka dźwiękowa - prawdziwa uczta dla miłośników tarantinowskich klimatów |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Negocjator [Film] Wysłany: 2009-03-05 21:33:06
Krótko: bardzo dobry film, kiepskie zakończenie |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Mgła [Film] Wysłany: 2008-11-09 21:00:42
To nie jest kolejny bezmyślny hollywoodzki remake, który razi schematycznością i prezentuje aktualnych idoli amerykańskich nastolatek. I nie jest to kolejny pozbawiony napięcia amerykański horror, w którym nawet przejścia montażowe hałasują a zamiast budowania klimatu zagrożenia i napięcia atakowane są odruchy warunkowe widza – np. coś lub ktoś ni z gruszki ni pietruszki wyskakuje przed kamerą czemu towarzyszy przeraźliwie jazgotliwy dźwięk.
Frank Darabont – człowiek, który już dwukrotnie udowodnił, że najlepszym adaptatorem prozy amerykańskiego mistrza grozy Stephena Kinga. Autor „ Skazanych na Shawshank” i „ Zielonej mili” tym razem wziął na warsztat pełnokrwisty – że tak to pozwolę sobie określić – horror, pochodzący z innego bieguna twórczości Kinga w obu ww. filmach potworami byli ludzie a nie demony czy duchy, podczas gdy tu mamy tajemnicze kryjące się we mgle monstra a więzienną celę zastąpiło wnętrze supermarketu.
„ Mgła” to znakomity horror, doskonale skonstruowany, a którego największą siłą nie są krwawe sceny ale doskonałe studium zachowań grupy ludzi zamkniętych w supermarkecie. Darabont buduje fabułę wokół ludzi i ich reakcji na zaistniałą sytuację krwiożercze potwory stanowią jedynie tło dla prawdziwego horroru, który zaczyna rozgrywać się wewnątrz sklepu. Do coraz bardziej napiętej i dramatycznej sytuacji rozgrywającej się za wątpliwej wytrzymałości ścianami sklepu (praktycznie cały front jest oszklony) dochodzą starcia z z krwiożerczymi stworzeniami wyłaniającymi się z nieprzeniknionych czeluści wyjątkowo gęstej mgły, która pojawia się niczym zły sen - nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego.
Mamy tu także to co u Kinga najważniejsze – doskonałe nakreślenie charakterów bohaterów. Nie będę ich opisywał – obejrzyjcie sobie film Do tego dochodzi doskonałe poprowadzenie przez utalentowanego Framncuza wszystkich aktorów. No. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Iron Man [Film] Wysłany: 2008-11-02 15:23:29
Jedna z najlepszych produkcji o superbohaterach i z pewnością najbardziej wyluzowana
Scenariusz – same oklepane schematy, ale to, co jest siłą napędową filmu to rola Roberta Downeya Juniora jako genialnego wynalazcy i konstruktora oraz multimilionera playboya Tonego Starka.
Robert Downey Jr przez dłuższy okres swojej kariery znany był bardziej z tego, że często pudrował nos (co prowadziło oczywiście do częstych kolizji z prawem) niż ze swoich dokonań aktorskich, które jednak były nie do przecenienia.
Downey Jr w roli wyluzowanego, zaliczającego panienki z okładek „ Playboya” czy „ Maxima” multimilionera najwyraźniej czuje się jak ryba w wodzie i bryluje że aż miło kradnąc każdą scenę. Jego Tony Stark to cyniczny, arogancki miliarder z manią wielkości, to showman i kobieciarz wychylający sporą ilość szklaneczek szkockiej każdego dnia. Do tej pory przeszczepieni z kart komiksu na ekran herosi nie posiadali wyraźnej osobowości, były to chodzące ideały odarte z typowo ludzkich zachowań, brakowało im przysłowiowych „ jaj” a aktorom ich kreujących polotu lub po prostu talentu. Po cichu liczę na to, że Robert Downey Jr powalczy w lutym o statuetkę…
Drugim największym plusem filmu po kreacji pana Roberta jest praktycznie całkowity brak patosu próżno tu szukać pompatycznych przydługich mów z użyciem wielkich słów jak „ Honor” czy „ Ojczyzna” oraz ujęć powiewającej malowniczo amerykańskiej flagi a humor dawkowany jest w bardzo przystępny sposób i ze sporym wyczuciem - zwłaszcza mogą bawić trafione komentarze i cięte riposty Starka.
Należy także wspomnieć o stronie technicznej filmu – efekty specjalne stoją na wysokim poziomie i – co istotne – nie są nachalne i nie rażą komputerową sztucznością jak w przypadku „ Hulka” czy „ Spiker-Mana” . Wielkie brawa dla Stana Winstona i jego studia za jak zawsze dopracowane do perfekcji i doskonałe efekty animatroniczne. Sama zbroja Iron Mana wygląda wprost olśniewająco i mimo swojej kolorystyki nie wydaje się ani przez chwilę tandetna czy plastikowa.
Podsumowując: „ Iron Man” to pierwsza ekranizacja komiksu o amerykańskim superbohaterze z jajami, stanowiąca niezobowiązującą zabawę, z kilkoma naprawdę widowiskowymi scenami, a w całości doprawiona szczyptą naprawdę niezłego humoru. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Projekt [Film] : Monster Wysłany: 2008-10-30 23:40:47
Nie mogłem omieszkać napisania paru słów na temat jednego z najlepszych filmów katastroficznych i "monster movies" jakie dane mi było oglądać
"Cloverfield" to kolejne dziecko telewizyjnego Midasa J.J. Abramsa, twórcy niezwykle popularnych seriali telewizyjnych jak "Agentka o stu twarzach (Alias)" i "Zagubieni (Lost)".
Sposób w jaki zrealizowano "Projekt: Monster" zaporzyczono z "Blair Witch Project", gdzie sprawdził się znakomicie. Tutaj również Dzięki temu, że na ekranie obserwujemy dokładnie i tylko to, co zarejestrowała mała kamera wideo udało osiągnąć się niezwykle wysoki realizm. Odbywa się to może czasem kosztem chaosu, jaki odbywa się na ekranie ale przecież nie ma nic za darmo Zastosowana tu forma jest wg mnie strzałem w przysłowiową dziesiątkę, gdyż dzięki temu zabiegowi bardzo łatwo jest widzowi wczuć się w akcję i uwierzyć, że wszystko wydarzyło się naprawdę. Film nakręcony jest na tyle dobrze, że gdyby nie tematyka, to spokojnie mógłby być zapisem jakiejś realnej katastrofy w wielkiej metropolii. Badziewna przerośnięta jaszczurka od Emmericha może się schować do mysiej dziury - pierwsze ujęcie głowy potwora, która widoczna jest dosłownie przez sekundę, ma w sobie sto razy więcej prądu niż jakiekolwiek ujęcie Godzilli a'la Emmerich . Co jakiś czas następuje przerwa w nagrywaniu, dzięki temu nie musimy oglądać odpoczynków i tym podobnych spowalniaczy, na taśmie widać wszystkie kluczowe dla bohaterów wydarzenia z pamiętnej nocy.
Jedynym chyba minusem filmu jest jego naprawdę krótki czas - zwłąszcza, że te siedemdziesiąt parę minut jest niezwykle intensywne...
Podsumowując otrzymujemy bardzo dobry horror katastroficzny. Polecam |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Sweeney Todd [Film] : Demoniczny golibroda z Fleet Street Wysłany: 2008-10-18 02:29:51
Najsłabszy film genialnego i jednego z najorginalniejszych reżyserów wszechczasów Tima Burtona.
"Sweeney Todd: demoniczny golibroda z Fleet Street" to oparta na broadwayowskim musicalu historia londyńskiego fryzjera, który z werwą i iście ułańską fantazją zaczął używać brzytwy do nieco innych celów niż banalnego golenia .
Burton ceniony był zawsze za swoją niesamowicie plastyczną i wybujałą wyobraźnię. Za to, że tworzył świat piękny, magiczny, nie pozbawiony jednak pewnej mrocznej strony. Jego filmy były i są [choć od "Planety małp" odnosi się nieodparte wrażenie, że rozmienia swój rewelacyjny dorobek na dziełka, które powstają - wydawałoby się - ot tak, w wolnej chwili, bez zbytniego zaangażowania - chlubne wyjątki to cudna "Gnijąca Panna młoda" i jeszcze lepszy "Charlie i fabryka czekolady"...] świetnym odbiciem dzieciństwa, gdzie sielankowe obrazy łączą się praktycznie niezauważalnie z niepokojem i grozą. Do tego tworzy wspaniałe postacie: sympatyczne, wrażliwe i "z duszą", o których się pamięta i z którymi łatwo możemy się utożsamiać.
Jak jednak Burton odnalazł się w roli twórcy musicalu? Raczej nie
Aktorstwo jest bez zarzutu, strona wizualna (scenografia i zdjęcia) to prawdziwa perełka ale gorzej z tym, co w musicalu jest najistotniejsze - z piosenkami praktycznie żaden z zaprezentowanych utworów nie jest na tyle charakterystyczny, by wrył się w pamięć na dłużej. Trochę to dziwi, ponieważ z tego co mi wiadomo sporo z nich wzięto wprost z broadwayowskiego przedstawienia. Co do wykonania to powiem tylko tyle, że najlepiej woklanie zaprezentowała się szanowna małżonka reżysera.
Drugą po mdłych piosenkach wadą opisywanego filmu jest praktycznie niemal całkowity brak poczucia humoru. Obecnośc tego mankamentu dziwi najbardziej, bo przecież to właśnie Tim Burton zawsze był niedoścignionym mistrzem łączenia mrocznego klimatu z poczuciem humoru...
Podsumowując: otrzymaliśmy marny musical i co najwyżej niewiele wyrastający ponad przeciętność film. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Porozmawiaj z nią [Film] Wysłany: 2008-10-18 01:25:51
Taak, to z pewnością świetny i jednocześnie najpiękniejszy - po doskonałym [moje prywatne TOP 10 wszechczasów] radzieckim "Lecą żurawie" i obok bardzo dobrych [tylko o włos od arcydzieła] "Godzin" - film o miłości.
GORĄCO POLECAM |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Prestiż [Film] Wysłany: 2008-10-01 20:37:59
Nie jestem fanem Nolana. Nawet słynnego "Memento", na które - owszem - był niezły pomysł, ale już nie taka realizacja.
Z nadętego i silącego się na kreowanie klimatu (no i to wydumane zakończenie!) "Prestiżu" w pamięci pozostaje jedynie David Bowie jako enigmatyczny Nikola Tesla.
Z filmów o iluzjonistach już wolę może nie tak wyrafinowanego i nie o tak misternej konstrukcji ale ze znakomitym klimatem i autentycznym zaskoczeniem na końcu. Początkujący Burger, niczym prawdziwy sztukmistrz, najpierw oznajmia nam ogólną strukturę swojej iluzji, następnie konsekwentnie odwraca uwagę i usypia czujność stosunkowo trywialną historią, by pod koniec autentycznie zupełnie nas zaskoczyć. Jakby tego było mało, reżyser, podczas seansu, podsuwa pod sam nos widza wszystkie elementy niezbędne do rozszyfrowania gry. Wciągająca, magiczna atmosfera nie pozwala oderwać wzroku od ekranu, a jeśli uda się komuś odgadnąć zakończenie, może być z siebie dumny. Trzeba pamietać jednak, że z tym filmem sprawa wygląda podobnie jak ze sztuczką magika - nic nie jest takie jak się wydaje i nawet jeśli myślisz, iż wszystko zostało wyjaśnione, warto spróbować innej interpretacji faktów. Widz nie dostaje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie co do zdolności Eisneheima - czy to tylko iluzja, czy też bohater Nortona naprawdę potrafi używać czarów, zakończenie bowiem można bowiem interpretować na kilka sposobów. Czy magik oszukał wszystkich, jak zdają się sugerować ostatnie sceny? A może sam był tylko iluzją? Reżyser podsuwa masę wskazówek oraz błędnych tropów, ale nie narzuca poprawnej interpretacji faktów. Pozostawia duże pole do popisu dla wyobraźni.
To tyle o "Iluzjoniście" |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Simone [Film] Wysłany: 2008-09-28 20:39:07
S1m0ne - to spełnienie reżyserskiego snu. Hollywoodzkim chlebem powszednim jest to, że reżyser pracuje pod dyktando producenta i musi się zmagać z kapryśnymi nieraz primadonnami.
"Simone" to tęsknota twórcy za sytuacją, w której będzie on niepodzielnym władcą planu filmowego i reklamowej otoczki wokół. Bez szefów produkcji, bez poprawek scenariusza, bez odbierania prawa do ostatecznego montażu i przede wszystkim bez kapryśnych gwiazd dostającymi dziesiątki milionów dolarów za rolę.
Za film odpowiedzialny jest Andrew Niccol (będący tu nie tylko reżyserem i scenarzystą ale i producentem), który był m.in. scenarzystą "Truman Show", gdzie stworzył (niemal jak Viktor Taransky swoją Simone ) postać Trumana Burbanka, nieświadomego uczestnika reality show w bardzo dobrym obrazie Petera Weira a wiarygodnie zagranego przez Jima Carreya.
Oba obrazy są satyrą na Hollywood i na media, ale także na publiczność, która zachwyca się wirtualną aktorką i jest głównym bohaterem "Simone". Podobnie w obu filmach Niccol nie troszczy się o powolne (i tak bardzo przecież filmowe) odsłanianie tajemnic. Widz od razu otrzymuje informację, kto oszukuje, kto jest oszukiwany i kto pociąga za sznurki. Znacznie ciekawsza jest wiwisekcja socjotechniki, aplikowanej z dużego i małego ekranu. By nie zdradzać za wiele z tego ciekawego filmu powiem jeszcze tylko tyle, że oba filmy łączy także tak samo dwuznaczny happy end. [UWAGA: SPOJLER ] W "Truman Show" jedynym przegranym był Christof, pozujący na boga sztucznego świata o nazwie Seaheaven, a kibicująca Trumanowi publiczność zdała sobie sprawę, że przecież jego sukces jest automatycznie końcem ich ulubionego reality show. Na szczęście zawsze można przełączyć na inny kanał...
W "Simone" mamy narodziny zjawiskowo pięknej i czarującej Simone, która z miejsca zdobywa serca milionów widzów na całym globie. Tu jednak widzowie nie zostają wyprowadzeni z iluzji, zaś Viktor Taransky odzyskuje żonę wraz z córką i razem z nimi kontynuuje radosne wciskanie medialnego kitu ogłupiałym z zachwytu widzom.
Film Andrew Niccola to przykład komedii, proponującej śmiech podszyty gorzką ironią - pod płaszczykiem fantastycznej komedii nie pozostawia złudzeń, co do ludzkiej natury - widz po prostu chce być oszukiwany. Viktor Taransky nie potrafi przekonać żony ani policji, że Simone to wytwór komputera. Zapotrzebowanie na idola jest olbrzymie, a kiedy już go pokochamy, wybaczymy mu wszystko Viktor Taransky chciał zniszczyć "potwora Frankensteina", realizując film z Simone, ubraną w suknię ślubną i tarzającą się w błocie wśród świń. Preparuje wywiady z Simone, wygłaszającą pochwałę narkotyków. Rezultat - Simone została Kobietą Roku, a jej wywrotowy wizerunek entuzjastycznie odebrano jako ważny społeczny głos.
Głądko nakreślony, przewrotny i zabawny obraz stanowiący satyrę na media, hollywoodzkie środowisko filmowe oraz przede wszystkim na społeczeństwo jako pochłaniaczy kolorowych obrazków, którzy strawią i uwierzą we wszystko, byle opakować to w ładne ciało lub chwytliwą ideologię. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: Uzależnienie [Film] Wysłany: 2008-09-28 19:18:17
Oglądałem ten film wieki temu (tzn. gdzieś na pierwszym roku studiów )ale pamietam, że był z pewnością pozycją godną uwagi - inspirujący, klimatyczny, mroczny, intrygujący, rodzaj horroru egzystencjalnego, w którym wampiryzm to jedynie środek do przedstawienia swoistej rozprawy o ludzkiej naturze i bezsensowności walki jaką się z nią podejmuje. Tytułowe uzależnienie od krwi to tak naprawdę metafora destrukcyjnej siły, która tkwi w każdym człowieku, jego słabości i ciemnej strony psychiki.
No i to zakończenie... Podobnie mocne i mistrzowskie jak w innym filmie Ferrary pt. "Pogrzeb".
Najlepszy obok "Pogrzebu" i "Złego porucznika" film Abla Ferrary.
Polecam. |
vino wine veritas
Posty:285 | Dotyczy: To nie jest kraj dla starych ludzi [Film] Wysłany: 2008-09-11 11:23:16
„ To nie jest kraj dla starych ludzi” jest z pewnością filmem wybitnym. Wykreowano w nim kompleksową rzeczywistość, wizję świata bez Boga, świata, w którym nic nie jest pewne, niczego nie można przewidzieć i nikt – włącznie z głównym bohaterem – nie może czuć się bezpieczny a wszystkim rządzi przypadek. Jak u płatnego mordercy o psychopatycznych zdolnościach (świetny Javier Bardem) Antona Chigurha – wszystko może zależeć od rzutu monetą.
Bracia Coen to najbardziej znani obok Quentina Tarantino postmoderniści i mistrzowie żonglerki konwencjami, w związku z tym w ich filmach mamy najczęściej do czynienia z mistrzowskim koktajlem dramatu i/lub thrillera z elementami komediowymi, świetny suspense (utalentowani braciszkowie to chyba najwięksi mistrzowie w jego tworzeniu zaraz po Hitchcocku), a wszystko to polane jest sosem często czarnego humoru.
Charakterystyczne dla ich twórczości jest także swoista gra w kotka i myszkę z widzem – ww. Przeżucanie się konwencjami, poczucie pewnego niepokoju, enigmatyczności zdarzeń i postaci, co buduje świat nie tyle prawdziwy, bliski rzeczywistości, co irracjonalny, nieprzewidywalny, utkany z klisz filmowych i literackich. Filmy braci są jakby odrealnione i przesiąknięte niezwyczajnym klimatem.
Wracając do filmu ) doskonale rozumiem ludzi, dla których ten film jest nie do końca zrozumiały i trudny w odbiorze. Jest to w gruncie rzeczy przecież jeden z najlepszych ale i najmroczniejszych filmów ostatnich lat. Sprawy nie ułatwia fakt, że Coenowie niejako postawili na tzw. drugie dno, co w opisywanym obrazie przejawia się między innymi w długich, statycznych ujęciach, praktycznie całkowitym brakiem muzyki, lukach informacyjnych w narracji oraz niewielką ilością dialogów – już nie wspomnę o wolcie na koniec czy o samym zakończeniu )
Co do wykreowanej wizji świata, w którym nic nie jest do końca pewne ani przewidywalne i nikt nie może się czuć bezpiecznie – dotyczy to zarówno doświadczonego weterana wojennego (Wietnam) Mossa (bardzo dobry Brolin) [UWAGA SPOJLER!] jak i psychopaty Chigurha. Temu pierwszemu nie pomaga nawet fakt bycia głównym bohaterem - opuszczony przez reżysera, zdradzony przez konwencję, na której pomoc zapewne liczył, biedak pada od kuli w przydrożnym motelu, w dodatku
poza kadrem, z ręki niezidentyfikowanych zamachowców. Niezniszczalny – wręcz komiksowy – Chigurh natomiast o mały włos nie ginie na skrzyżowaniu, potrącony przez anonimowego kierowcę. Rozmowa telefoniczna, w której Moss kozaczy przed Chigurhem zapowiada finałowy pojedynek pomiędzy złym i dobrym. Co z tego wynikło napisałem 2 zdania wcześniej do starcia nigdy nie dochodzi a końcowe minuty przypadają niespodziewanie w udziale szeryfowi.
Filmowa rzeczywistość w obrazie Coenów odarta jest ze sztampowej fikcji na kilka sposobów, z których każdy dowodzi wyjątkowości "No country...". Jednym z nich jest niemal całkowity brak muzyki, cisza potęguje surowość prowincjonalnego
krajobrazu. W ten niezwykle prosty sposób braciszkowie umniejszają znaczenie
umowności świata filmowego.
Wspomniane wcześniej luki narracyjne to efekt zastosowania chwytu zwanego wyrzutnią. Wyrzutnia, zwana fachowo elipsą, stanowi przebiegły knyf, polegający na tym, że nie pokazuje się pewnych rzeczy celem zagęszczenia klimatu dziwności, odbanalnienia banału bądź też pozwolenia widowni na własne twórcze poszukiwania i eksplikacje. Bracia jak mało którzy obecni twórcy pokładają wielką wiarę w inteligencję widza, z czym wiąże się tak przerażająco wręcz bezceremonialne traktowanie swoich bohaterów oraz epickość zastosowania metafory - najpierw podczas oglądania skutków nieudanej narkotykowej transakcji, a nastepnie przy perypetiach Carsona (Harrelson). Co do miejsca zbrodni to jest rzeczą wręcz niepojętą w dzisiejszym kinie, by nie pokazać strzelaniny – zwłaszcza tak „ malowniczej” , na co wskazuje widok jaki zastał Moss jak i szeryf ze swoim pomocnikiem. Co do Carsona to po prostu pominięto wszstkie sceny Carsona „ przy pracy” czyli całe jego poszukiwania.
Co do bardzo nieśpiesznego tempa filmu, długich i pozbawionych muzyki,
okraszonych jedynie kilkoma zdawkowymi słówkami ujęć to trzeba przyznać, że czynniki te niezwykle sprzyjają głębokiej
zadumie i refleksji - głębszej niż w innym filmie mieniącym się gatunkiem
sensacji. Coenowie jednak w odróżnieniu od większości - zwłaszcza
hollywoodzkich - twórców - potrafią opowiedzieć o istotnych sprawach za pomocą
niewielu słów - i to nie tych pisanych z dużej litery. Coenowie nie
pośpieszają widza, pozwalają na uważne słuchanie zwyczajnych słów.
Wielu zapewne pyta się o sens samej historii. Otwarte zakończenie fabuły
w zestawieniu z refleksyjnym epilogiem sugerują, że gra toczy się o
walizkę z kasą, ale sama walizka jednocześnie jest pretekstem do tego, by
bezkarnie poigrać sobie z widzem. Cali Coenowie )
"No Countru For Old Men" pokazuje także, że "amerykański sen" to tylko głupiutka
bajeczka, a USA to po prostu kolejny kraj na mapie świata. Kraj borykający się z
przestępczością, z kultem pieniądza, z demoralizacją i upadkiem ideałów. O godne życie trzeba tu walczyć, a starzy i zmęczeni ludzie nie mają na to siły, tak jak szeryf Bell (doskonały Tommy Lee Jones) nie ma siły by dalej pełnić służbę.
POLECAM
10/10 |
vino wine veritas
Posty:285 | |